Ten etap jest bardzo “leśny” i poza asfaltową chwilą, gdzie można zaobserwować nawet panią nieciężkich obyczajów ze swoim “opiekunem” czy wypaśne różowe auto niszczejące na podwórku, biegnie dużo w fajnym lesie.
Szlak miejscami słabo oznakowany, dlatego zawsze używam etrexa - co ja bym bez niego zrobił, to nie wiem :) Używam również aplikacji PTTK Mazowsze, daje radę, więc ją także polecam.
Na trasie również sporo zwierząt, jakieś sarenki, zaskroniec i jestem prawie pewny, że widziałem łosia :) Wielki jak trzydrzwiowa szafa. Na szczęście do bliższego spotkania nie doszło.
Las koło Marek zadziwiająco fajny, teren pofałdowany, sporo górek, oczywiście gubię szlak i idę w jego pobliżu po jakiejś trasie biegowej.
Niedaleko Zielonki zaczyna się już w lesie robić szarówka, a przede mną Horowe Bagno. I faktycznie, bagno jak się patrzy.
Kilkadziesiąt metrów musiałem skakać jak zajączek z kępy na kępę. Najgorszy odcinek, bo na dokładkę doszły chmary komarów. Miałem motywację do skakania :)
Po wyjściu z lasu niespodzianka - szlak ginie a my stajemy wobec rozgrzebanej budowy drogi. I co teraz? A na dokładkę już ciemno, więc zamiast wejść w las (co i tak by mi nic nie dało, bo na przeszkodzie stała z kolei już wybudowana droga) musiałem szutrówką budowy dojść do drogi i wzdłuż drogi do Zielonki.
Także warto pamiętać, że po przejściu Horowego Bagna szlak znika i do Zielonki trzeba iść drogą (stan na koniec kwietnia 2018).
W Zielonce znowu łapię szlak, który prowadzi na PKP, skąd koło 22 wracam pociągiem do Warszawy. 5h i 48 min oraz 26 km z hakiem za mną.
Kolejny etap Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej ukończony. Soundtrack sponsorowały składanki motocyklowe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz